Wiersz o wnętrzu...
(czyli samotność)
Puste pokoje są zeroosobowe
patrzy się na nie od góry
bo są tak odlegle nierelane,
tak strasznie okaleczone.
Ściany nie szlochają,
tak jak martwi nie tańczą.
To miejsce juz umarło
pigmenty wchłonęły ból
powietrze nie pachnie włosami
a przez zamknęte wrota
słonce nie ogrzeje zmrożonego
trupa.
Ktoś wziął farbę, kiedyś go znałem
napisał kilka cynicznych znaków.
Uśmiechu już nie pamiętam
wiem z opowieści, że był
wiem również, że nie wierzę w
okultyzm.
Zauważyłem, że wyrafinowanie
z nieopanowaną przyjemnością
korzystam z dobytku wiedzy
i choć nie jestem doktorem
reanimuję spocone błyskawicą
kąty.
Z zamiennikami bywa różnie
wiem o tym i celowo zapominam.
Z pyłu po ostatnich upadkach
muruję kolejne rzędy cegieł.
Rzecz jasna pył sukcesywnie ginie,
ucieka ze środka.
Ciebie proszę,
zaopiekuj się spoconą przestrzenią
bym okaleczonymi, pod kątem prostym
nigdy więcej nie szlochał
przytul,
je.
Na pocieszenie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz i konstruktywną krytykę ;) !
Thank you for your comment and for the constructive criticism ;) !
Vielen Dank für dein Kommentar und für die konstruktive Kritik